czyli farsangi fank
a po polsku jeszcze może być chrust.
Przed chwilą zrobiłam i już prawie zjedliśmy. Co tu dużo mówić, co domowe to domowe, Rysio mówi, że były świetne. No cóż, przez skromność nie zaprzeczę :-).
Ten przepis, jak wiele innych jest bardzo prosty, bo innych nie uznaję. Wiele przepisów dostałam od swoich węgierskich koleżanek z pracy. Wtedy wszystkie pracowałyśmy i miałyśmy małe dzieci, więc zbyt skomplikowane przepisy nie wchodziły w grę.
Akurat jest karnawał więc przepis na czasie. Zapraszam!
30 dkg mąki , dzisiaj użyłam "Puszystej" I była super :-)
2 żółtka
1 całe jajko
15 dkg śmietany
1 łyżeczka masła lub margaryny
1 łyżeczka spirytusu lub octu
szczypta soli
Do smażenia 0,5 l oleju lub 50 dkg smalcu (kiedyś w Polsce był ceres, może nadal jest?)
Z podanych składników wyrabiamy elastyczne ciasto, odcinamy kawałek rozwałkowujemy cienki placek. tniemy ten placek na prostokąty ok. 15x5 cm. W środku nacinamy te paski, wywijamy. I tak robimy z całym ciastem. Wyszło 60 szt.
Następnie
grzejemy tłuszcz w rondlu o dużym dnie i obsmażamy ciastka z obu stron na złoty kolor, ok. 15-20 sekund. Taki chrupiący,jak chrust będzie po wystygnięciu, po ok. 1 godziny.
Wykładamy na ręcznik papierowy |
Na koniec posypać cukrem pudrem |
A teraz zapakuję i pędzę do Wnuczek, bo to dla nich piszę tego bloga. Mam nadzieję, że Kosmos jakoś wytrzyma ten natłok informacji :-) i jak dorosną, to będą sobie mogły coś upitrasić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz